Gawęda małohistoryczna – odcinek 4

Msze św. w Niedziele i święta:

Msze św. w dni Powszednie:

Wystawienie Najświętszego Sakramentu:

Roraty w Adwencie:

Numer konta bankowego:

31 1240 5703 1111 0000 4906 1620

Rzymskokatolicka Parafia św. Rafała Kalinowskiego

ul. Kwiatkowskiego 104, Radom

Od razu wyjaśniam: będzie mowa nie o odczytywaniu jakichś wskaźników osiągnięć czy wyników, lecz o prelekcjach, czyli właśnie o odczytach. I to odczytach na tematy nie ściśle religijne, lecz społeczne.

-W kościele?

– A tak, w kościele. Chodziło bowiem o kościelne spojrzenie na takie sprawy, jak: związki zawodowe, stowarzyszenia, samorządy, wyzwolenie społeczne itp. A wiadomo, że w tamtych osiemdziesiątych latach obowiązywała jeszcze w naszym kraju oficjalna partyjno-państwowa wykładnia tych tematów. Poza więc Kościołem nikt nie śmiał pisnąć inaczej.

Ale szło nowe. Ludzie nie zadowalali się już niestrawną gazetowo-radiowo-telewizyjną papką. Chcieli pokarmu świeżego. Wyczuwały to nasze miejscowe środowiska solidarnościowe, toteż zaczęto rozważać możliwość zorganizowania cyklu odczytów na te tematy. Jako się rzekło – poza kościołem, choć stan wojenny był już wtedy zawieszony – było to absolutnie niemożliwe. Rada w radę i… 25 stycznia 1985 roku odbył się w naszej kaplicy pierwszy odczyt: „Związki zawodowe w katolickiej nauce społecznej”.

Niektórzy słuchacze zapewne ze zdziwieniem dowiedzieli się oto, że związki zawodowe, to pomysł nie komunistyczny, lecz kościelny. To papież Leon XIII pod koniec XIX wieku rzucił hasło, by robotnicy łączyli się w organizacje, które będą ich bronić przed wyzyskiem pracodawców. A w tamtych czasach było to niemal nagminne.

Następny prelegent, w lutym, też z KUL-u, przywiózł temat „Teologia wyzwolenia”. Rozprawił się w nim z poglądami kilku narwanych „komunizujących” księży w Ameryce Południowej, którzy chcieli zbrojnie wywalczyć sprawiedliwość społeczną dla biednych. Tak, jak niejaki Karol Marks.

Oczywiście, trudno w tej pogaduszce streszczać wszystkie odczyty, a w tym cyklu było ich siedem: raz na miesiąc. Dodam tylko, że prelegentami byli przeważnie wykładowcy uniwersyteccy z Lublina lub z Warszawy.

A trzeba by wspomnieć jeszcze dwa inne cykle wykładów. Jeden był zatytułowany: „Jak czytać Pismo Święte” – 7 spotkań, a drugi – „Literatura polska w dziejach narodu” – 5 spotkań. Również i w tych cyklach wykładowcami były osoby z solidarnościowych środowisk uniwersyteckich Warszawy i Lublina.

Jeśli ktoś sądzi, że to wszystko odbywało się gładko i bez przeszkód, to się głęboko myli. Często wykładowcy przyjeżdżali z duszą na ramieniu, Musieli zmieniać trasę, bywali zatrzymywani lub wręcz zawracani z drogi. Nieprzyjemności mieli też aktorzy z teatru radomskiego, którzy po prelekcjach wykonywali montaże słowno-muzyczne, dostosowane do tematu spotkania. Niektórzy z nich od swoich władz teatralnych (zapewne pod partyjną inspiracją) usłyszeli: „Albo pań grasz w teatrze, albo w kościele, do jasnej…”. Mimo wszystko grali tu i tu. Inną działalnością społeczną tego typu, w której – o zgrozo – my „kościelni” maczaliśmy palce, były wykłady nieżyjącego już profesora Stanowskiego z KUL-u. W salce katechetycznej w drewnianej szopie zbierała się grupa około 30 osób z całego Miasta, która niebawem, tzn. po roku 1989, miała się bawić w politykę – że tak powiem – zawodowo. Profesor przewidywał rychłą potrzebę założenia partii politycznej przez Solidarność, przewidział, że Lech Wałęsa będzie prezydentem, co stało się przecież po czterech latach.

Wyszli z tej grupy późniejsi posłowie, senatorzy, wojewodowie, a nawet ministrowie. Nie podaję szczegółów ani nazwisk, boć to przecież nie naukowa rozprawa, lecz taka sobie małohistoryczna gawęda.

Ks. J. P.

Ciąg dalszy…

Scroll to Top